Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/107

Ta strona została przepisana.

gorycz, uspakajała się. „Dlaczego pożądać z taką chciwością szczęścia, którego nie jesteś godnym? Dlaczego budować całe szczęście życia twego przyszłego na tem złudzeniu? Dlaczego wierzyć z tą wiarą ślepą w przywilej nieistniejący? Wszyscy ludzie może w ciągu swego życia natrafiają na punkt stanowczy, gdzie przenikliwszym dane jest zrozumieć, czem życie ich powinnohy być. Na taki punkt ty już natrafiłeś. Przypomnij sobie tę chwilę, kiedy ręka biała i wierna, która podawała ci miłość, wyrozumienie, pokój, marzenie, zapomnienie — wszystko, co jest tylko pięknego i co jest dobrego na ziemi, drżała w powietrzu wyciągnięta ku tobie, jakby ostatnią dań podając“...
Goryczą niezmierną wezbrało mi serce, oczy nabrzmiały łzami. Wsparłem się łokciami o poręcz okna, głowę ująłem w dłonie i z oczyma utkwionemi w zakręty rzeki, w głębi doliny ołowianej; ponad którą niebo rozpraszało się i darło w szmaty bezprzestannie, pozostałem przez kilka minut pod groźbą bliskiej kary, poczułem, że jakieś nieszczęście nieznane zawisło nad moją głową.
Nagle jednak z pokoju położonego pod mojem mieszkaniem dobiegł mnie dźwięk fortepianu; w jednej chwili to ciężkie przygnębienie zniknęło a przejął mnie niepokój jakiś nieokreślony, w którym wszystkie marzenia, wszystkie wyrzuty sumienia, wszystkie obawy zmieszały się z so-