Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/116

Ta strona została przepisana.

nemu pochodowi wciąż zmieniających się cieniów niepochwytnych w głębinach mej duszy. „Coście zrobili ze mnie?“ — powtarzała umarła i żyjąca, jedna i druga zamkniętemi usty. „Coście zrobili ze mnie?“
— Ale co ty tak czytasz, Tullio? — ozwała się Juliana, odwróciwszy się i wyjmując mi z rąk książkę, którą zamknęła i położyła sobie na kolanach, z odcieniem niecierpliwości nerwowej.
I natychmiast bez jakiejkolwiek przerwy, jak gdyby chciała czynowi swemu odjąć wszelkie znaczenie:
— Dlaczego nie idziemy posłuchać mis Edyty? Słyszycie? Gra teraz, jak mi się zdaje, „Marsz pogrzebowy na śmierć bohatera“, ten sam, który tak się tobie podoba, Fryderyku...
I wytężyła ucho. Nasłuchiwaliśmy wszyscy troje. Niektóre takty dobiegały do nas wyraźnie pośród ciszy. Nie omyliła się. I dodała, powstając:
— Więc chodźmy. Pójdziecie?
Ja wstałem ostatni, aby ją widzieć przed sobą. Nie otrząsnęła nawet z ubrania opadłych kwiatów wiązu, które dokoła utworzyły mięki kobierzec spływając, spływając bez ustanku. Powstawszy już, zatrzymała się na chwilę, z głową pochyloną, przypatrując się pokładowi kwiatów, które rozgniatała jej noga; a równocześnie ulewa kwiecia padała na nią, padała bez przer-