Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/134

Ta strona została przepisana.

sobie, co się to wówczas ze mną stało? Byłem zmieniony do niepoznania... A teraz jestem uzdrowiony, ocaliłem się dla ciebie. Udało mi się otworzyć oczy, udało mi się ujrzeć światło. Nakoniec stało się światło w mej duszy. Ciebie to, ciebie jedną wyłącznie kochałem przez całe życie, ciebie tylko jedną kocham dotąd! Czy słyszysz?
Wymówiłem ostatnie słowa głosem silniejszym, powolniej, jakby dlatego, aby się wyryły po kolei w duszy tej kobiety i ściskałem silnie jej rękę, trzymaną w mej dłoni. Stanęła z miną człowieka, co lada chwila ma upaść, cała dysząca. Później dopiero, daleko już później, w czasach które nastąpiły po tej chwili, pojąłem ten nadmiar śmiertelnego udręczenia, który objawił się w dyszącym tym oddechu. Ale wówczas zrozumiałem go tak tylko: „Wspomnienie tej zdrady okropnej, wywołane przezemnie, odnowiło jej cierpienia. Dotknąłem ran jeszcze otwartych. Ach, gdybym mógł obudzić w niej wiarę! Gdybym mógł pokonać tę nieufność, co nią owładnęła. Czyliż nie czuje w głosie moim tego oddźwięku, który powiada, że mówim prawdę?“
Doszliśmy do skrzyżowania dwu alei. Stała tam ławeczka.
Juliana szepnęła:
— Usiądźmy tu trochę.
Usiedliśmy. Nie wiem, czy poznała to miejsce. Ale ja nie poznałem go zrazu, pomieszany, oszo-