Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/143

Ta strona została przepisana.

Patrzałem na jej usta w chwili, kiedy wymawiała te słowa; „Dlaczego patrzysz tak na mnie?“ A w chwili, kiedy pytała: „Alboż nie jesteśmy szczęśliwi?“ — doznałem ślepej potrzeby wrażenia rozkoszy, w którem zatonęłaby cała przykrość, pozostała po niedawnem uniesieniu. Kiedy się podniosła, pochwyciłem ją gwałtownie w ramiona i przycisnąłem usta do jej ust.
Był to pocałunek kochanka, pocałunek długi i głęboki, który przejął oboje do dna istot naszych. Ona padła napowrót na ławkę, wyczerpana.
— Och! nie, nie, Tullio, błagam cię! Dosyć, dosyć! Pozwól mi przyjść do sił cokolwiek — prosiła, wyciągając przed siebie ręce, jakby mnie chciała odsunąć. — Inaczej nie zdołam utrzymać się na nogach. Wszak widzisz, że umieram nieomal.
Ale we mnie zaszedł dziwny objaw. Wrażenie doznane sprawiło w moim umyśle to, co czyni fala gwałtowna na wybrzeża rzeki, co rozbija i łamie wszystkie przeszkody i zaciera wszystkie dawniejsze ślady a pozostawia za sobą gładki pokład pasku. Wszystko zatarte zostało w jednej chwili, i nagle znalazłem się w nowym zupełnie stanie, podyktowanym przez wpływ bezpośredni okoliczności, przez poryw krwi rozpłomienionej. Wiedziałem teraz jedno tylko: miałem tu przed sobą kobietę, której pożądałem duszą całą, drżącą, obezwładnioną moim pocałun-