zwolić jej zakorzenić się i uczynić nieuleczalną. Chciała zwolna dojść niepostrzeżenie do wyzwolenia finalnego. Obserwując niebyła wiedzy w kierunku swej choroby i teraz wie, jest pewną te go, że będzie musiała jej uledz; wie także, że miłość, że rozkosz, że pocałunki moje przśpieszyć mogą tylko straszliwe dzieło zniszczenia. Powracam do niej na zawsze, szczęście niespodziewane otwiera się przed nią; kocha mnie, wie, że ja kocham ją niezmiernie; w jednym dniu marzenie stało się dla nas rzeczywistością. I w takiej chwili na usta jej wybiega słowo:, Umrzeć!“ Chaotycznie przesunęły się przedemną obrazy okrutne, które dręczyły mnie w chwilach oczekiwania, w ów ranek operacyi chirurgicznej, wówczas kiedy to wydawało mi się, że mam przed oczyma tak dokładnie, jak w atlasie anatomicznym, wszystkie te straszliwe spustoszenia, jakie sprawia choroba w organizmie kobiety. I wróciło mi na pamięć również inne wspomnienie jeszcze odleglejsze, w otoczenia obrazów dziwnie wyraźnych: pokój pogrążony w cieniu, okno otwarte, światło migocące świecy, ustawionej przed lustrem, ponury nastrój dokoła i ona, Juliana, stojąca pośród tego pokoju, uparta o szafę, w konwulsiach wijąca się, jak gdyby zażyła trucizny... I głos oskarżający, ten sam głos powtarzał teraz mi również: „Dla ciebie to, dla ciebie chciała ona umrzeć. To ty, ty popchnąłeś ją w objęcia śmierci!“
Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/174
Ta strona została przepisana.