Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/20

Ta strona została przepisana.

podobał dawniej. Jesteśmy młodzi. Możemy, jeśli tylko zechcesz, odzyskać dawne szczęście napowrót. Będziemy żyć, zobaczysz, będziemy używać życia...“ Tak mówiłem w głębi duszy; ale słowa nie przychodziły na usta. Daremnie byłem wzruszony; daremnie łzami zachodziły mi oczy; wiedziałem, że moje wzruszenie jest przelotnem, że te obietnice są zwodne! Wiedziałem także, że Juliana nie będzie mieć złudzeń pod tym względem, że mi odpowie tym samym uśmiechem nieufnym, jaki niejednokrotnie już spostrzegłem na jej ustach. Uśmiech ten znaczył: „Tak, ja wiem, żeś ty dobry i że chciałbyś oszczędzić mi cierpień; ale nie jesteś panem siebie, nie możesz oprzeć się nigdy fatalności, która cię pociąga. Dlaczegóż chcesz, abym ja się łudziła?“
Tego dnia nie powiedziałem nie; a i dni następnych, mimo częstych powrotów tychże samych uczuć żalu, zamiarów i marzeń nieokreślonych nie ośmieliłem się mówić. „By do niej powrócić, potrzeba ci porzucić wszystkie te rzeczy, w których masz upodobanie i tę kobietę, która cię psuje. Będzieszże miał potrzebną do tego siłę?“ Odpowiadałem sobie sam: „Kto to wie?“ I z dnia na dzień czekałem na tę siłę, która jakoś nie przychodziła, z dnia na dzień czekałem na jakieś wydarzenie, sam niewiedząc na jakie, które byłoby w stanie stanowczo wpłynąć na me postanowienie i uczynić je niezmiennem. I wciąż marzyłem tylko o naszem nowem życiu, o powol-