Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/200

Ta strona została przepisana.

chu musiało mieścić dla niej to słowo jutra, wychodzące z ust moich!“ I pamięć moja przywiodła mi krótką rozmowę, którą mieliśmy z sobą na progu balkonu, naprzeciw cyprysu. Ona powtórzyła cicho z słabem westchnieniem: „Umrzeć!“ Mówiła o bliskiej śmierci. Spytała: „Co zrobiłbyś, gdybym umarła nagle? Gdybym, naprzykład, jutro już nie żyła?“ A później w naszej sypialni, zawołała, przyciskając się do mnie: „Nie, nie, Tullio, nie powinno się mówić o przyszłości... Myśl o dniu dzisiejszym, o tej godzinie, co mija!“ Takie czyny, takie słowa, czyż nie zdradzały, że postanowiła umrzeć, czyż nie dowodziły zamiarów tragicznych? Widocznem było, że postanowiła zabić się, że się zabija, tej nocy jeszcze może, przed jutrem nieuniknionem, skoro nie było dla niej innego środka ratunku.
Kiedy minęło przerażenie, którem przejęła mnie myśl o niebezpieczeństwie tak bliskiem, począłem się zastanawiać. „Jakie konsekwencye byłyby cięższemi: czy następstwa śmierci Juliany, czy następstwa zachowania jej przy życiu? Ponieważ ruina jest bez ratunku a przepaść bez dna, katastrofa bezpośrednia byłaby może lepszą jeszcze, niż przedłużanie nieokreślone dramatu straszliwego“. I wyobraźnia moja kazała mi rozpatrywać kolejno fazy tego nowego macierzyństwa, ukazywała mi nową istotę zrodzoną, intruza, który nosiłby moje nazwisko, który byłby