Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/201

Ta strona została przepisana.

moim dziedzicem, który uzurpowałby pieszczoty matki mojej, moich córek, mego brata.
„To pewne, że jedna śmierć tylko może przerwać bieg fatalny tych wypadków. Ale czyż samobójstwo pozostałoby tajemnicą? Jaki sposób obierze Juliana do zadania sobie śmierci? Jeśli dowiedzionem byłoby, że śmierć była własnowolną, co pomyślałaby matka, co brat mój? Jakimż ciosem to byłoby dla mojej matki! A Mania? A Natalka? A ja sam, co zrobiłbym z mojem istnieniem?“
Prawdą jest, że nie zdołałem sobie wyobrazić własnego mego istnienia bez Juliany. Kochałem biedną tę istotę nawet w jej skażenia. Oprócz tego napadu nagłego gniewu, który wywołała we mnie zazdrość cielesna, nie doznałem przeciw niej żadnego wrogiego uczucia: ni nienawiści, ni urazy, ni pogardy. Żadna myśl zemsty nie przeszła mi przez duszę. Przeciwnie; miałem dla niej współczucie głębokie. Przyjmowałem na siebie, od samego jego powstania, całą odpowiedzialność Jej upadku. Uczucie dumne i wspaniałomyślne podtrzymywało mnie, unosiło. „Umiała ugiąć głowę pod memi ciosami, umiała milczeć, dała mi przykład odwagi męzkiej, abnegacyi bohaterskiej. Teraz kolej na mnie. Powinienem oddać jej tą samą miarą. Powinienem uratować ją za wszelką cenę“. I ta szlachetność duszy, ten dobry poryw przychodzi mi od niej.
Podszedłem bliżej, chcąc się jej przypatrzeć.