ka, szukając na nim flaszeczki oznaczonej małą trupią główką czarną, znanym symbolem śmierci.
Stały na tym stolika karafka z wodą, szklanka, lichtarz, leżała chustka, kilka szpilek świecących: to i wszystko. Przebiegłem szybko i dokładnie oczyma alkowę. Śmiertelna trwoga chwyciła mnie za gardło. „Juliana ma u siebie morfinę; miewa ją zawsze w pewnej ilości w stanie płynnym do wstrzykiwać. Jestem pewien, że przyszło jej na myśl właśnie użyć jej do otrucia się. Gdzież ukryła tę flaszeczkę?“ Stał mi w oczach ciągle obraz tej flaszeczki, którą widziałem w rękach Juliany, z naklejoną na nie; etykietą grobową, którą posługują się aptekarze do oznaczenia trucizny. Podniecona wyobraźnia podszepnęła mi: „A jeśli już ją wypiła?... Ten pot“... Zadrżałem na krześle i nagle przyszło zastanowienie; „Ale kiedy? Ale jak? Nie pozostała samą ani na chwilę. Wystarczy jedna chwila na wypicie flaszeczki. Zapewne, ale pochwyciłyby ją przecież wymioty... A ten atak wymiotów konwulsyjnych niedawno, kiedy przyjechała do domu? Zamierzając odebrać sobie życie, z pewnością nosiła morfinę przy sobie i zabrała ją tam również. Możliwem jest, że ją wypiła przed przyjazdem jeszcze do Badioli, w powozie, w cienia... W samej rzeczy, przecież nie dopuściła, aby Fryderyk jechał po lekarza“... Nie znałem dostatecznie symptomatów zatrucia morfiną. W mej nieświadomości to czoło blade i okryte potem
Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/203
Ta strona została przepisana.