Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/21

Ta strona została przepisana.

nym odkwicie naszej prawowitej miłości, o dziwnym uroku niektórych wrażeń wznowionych. „Powrócilibyśmy tam zatem, do willi Bzów znowu, do tego domu, co przechował najpiękniejsze nasze wspomnienia; bylibyśmy tam sami zupełnie, zupełnie, bo Mania i Natalka pozostałyby z moją matką w „La Badiola.“ I pora byłaby wówczas już przyjemuie ciepła, a rekonwalescentka nie opuszczałaby ani na chwilę podpory mego ramienia na tych ścieżynach tak dobrze mi znanych, gdzie krok każdy będzie budził jakieś wspomnienie. Chwilami widziałbym, jak jej bladość ożywi płomień nagłego rumieńca i doznawalibyśmy oboje, jedno wobec drugiego, niejakiego onieśmielenia; czasami wydawalibyśmy się czemś zajęci; czasami unikalibyśmy spojrzeć sobie w oczy. Dlaczego? Pewnego dnia wreszcie wpływ miejsc stałby się silniejszym i odważyłbym się przypomnieć jej najszaleńsze chwile naszych upojeń pierwszych dni małżeństwa. Czy przypominasz sobie?... I zwolna jedno i drugie poczułoby wzrastający wciąż niepokój, wzrastający nie do zniesienia; jedno i drugie równocześnie rzucilibyśmy się sobie w objęcia, spłynęli w szalonym uścisku, złączyli usta w zawrotnych pocałunkach i blizcy byli omdlenia. Ona, tak, onaby omdlała, a ja podtrzymywałbym ją w objęciach, przywoływałbym do życia imionami, które podszepnęłaby mi najgorętsza miłość. Jej oczy otworzyłyby się wreszcie, wszystkie przysłaniające wzrok obsłony pierzchnęłyby i