Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/212

Ta strona została przepisana.

Czyż kiedykolwiek od dnia urodzenia tych dwu istot, czyż kiedykolwiek doznałem dla nich uczucia tak głębokiego, tak słodkiego a smutnego razem?
Trudno mi było oderwać się od tego widoku. Radbym był usiąść tu, między dwoma temi łóżeczkami, oprzeć głowę na krawędzi tego pustego i tak doczekać się rana — jutra.
— Dobranoc, panno Edyto — wymówiłem wychodząc.
I głos mój drżał teraz, ale drżenie to było już innem zupełnie.
Zaledwie przyszedłem do pokoju, rzuciłem się napowrót na łóżko, twarz ukrywszy w poduszki.
I nakoniec wybuchnąłem szalonem, niepowstrzymanem łkaniem.