Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/227

Ta strona została przepisana.

drżenia, którego doznawałem nieraz na terenie walki wobec obnażonego adwersarza, zadanem do starcia hasłem.
Obecność brata zwiększała jeszcze znacznie moją mękę. W porównaniu z postacią Fryderyka, postawa tego człowieka tak drobna, delikatna, wątła, tak nerwowa i zniewieściała, malała jeszcze, marniała, stawała się w moich oczach godną wzgardy i nikczemną. Pod wpływem nowego ideału siły i prostoty męzkiej, którym mnie natchnął przykład mego brata, nietylko czułem nienawiść ale i gardziłem głęboko tą istotą skomplikowaną i zagadkową, która jednak należała do własnej mojej rasy i która miała kilka właściwości ustroju mózgowego wspólnych ze mną, jak tego dowodziły jego dzieła sztuki. Wyobrażałem go sobie wedle jednego z typów jego kreacyj literackich, dotkniętego najsmutuiejszemi zboczeniami umysłu, krętaczem, zdradzieckim, ciekawym do okrucieństwa, wyjałowionym na skutek nawyknienia do analizy i do chłodnej ironii, wiecznie zajętym zamienianiem najgorętszych namiętności duszy na jasne trzeźwe i lodowate określenia, przyzwyczajonym do uważania wszelkiej istoty ludzkiej za prosty przedmiot do obserwacyj psychologicznych, niezdolnym do miłości, niezdolnym do jakiegobądź szlachetnego czynu, do abnegacyi, poświęcenia, zatwardziałym w kłamstwie, odartym ze złudzeń, przesyconym,