Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/24

Ta strona została przepisana.

Kiedy powróciłem do pokoju Juliany, zostawała ona jeszcze pod działaniem narkotyku, bezprzytomna, bez głosu, podobna wciąż do konającej. Matka moja była bardzo blada, wylękła. Ale operacya, jak się zdało, musiała się udać: lekarze wydawali się zadowoleni. Wyziew jodoformu napełniał powietrze. W jednym rogu pokoju zakonnica, angielka napełniała pęcherz lodem; asystent zwijał opaski. Wszystko poczynało zwolna powracać do porządku i spokoju.
Chora długo jeszcze pozostała w odrętwieniu; wywiązała się bowiem lekka gorączka. W nocy dostała kurczów żołądka i wymiotów; opium nie uspokajało jej zupełnie. Byłem bezprzytomny; widok tych okropnych boleści przejmował mnie obawą, że chyba tego nie przeżyje. Nie pamiętam już, ani co mówiłem, ani co czyniłem. Konałem z nią razem.
Następnego dnia polepszył się stan chorej; a później z dnia na dzień było jej coraz lepiej, siły jednak powracały bardzo powoli.
Nie opuszczałem ani na krok jej łóżka. Z pewnego rodzaju ostentacyą starałem się przypomnieć jej memi czynami dawnego infirmera; obecne jednak moje uczucia były bardzo różne: było to już tylko przywiązanie „braterskie“. Schwytałem się na tem, że bardzo często myśl moja zajętą była jakiemś zdaniem, napisanem w liście kochanki, w chwili, gdym jej czytał jaki ustęp z ulubionych przez nią książek. Nie udawało mi się ża-