Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/244

Ta strona została przepisana.
XVI.

Zbliżała się godzina próby, godzina, której się bawiałem i pragnąłem zarazem.
Juliana była gotową. Oparła się stanowczo kaprysowi Mani; chciała pozostać sama w swoim pokoju, tam na mnie oczekując, ja jej powiem? Co ona mnie powie? Jakie stanowisko zajmę względem niej?“ Wszystkie moje przewidywania, wszystkie plany rozproszyły się, poszły w niwecz. Pozostała mi tylko męczarnia nieznośna, nieopisany niepokój. Kto zdołałby przewidzieć wynik tej rozmowy? Nie czułem się bynajmniej panem ani siebie samego, ani moich czynów. Czułem tylko w sobie ferment jakichś uczuć niejasnych i przeciwnych sobie wzajem, który za najlżejszem potrąceniem wybuchnąć może. Nigdy jak w tej chwili nie miałem świadomości jasnej i rozpacznej rozterki, która mnie rozdzierała, po czucia żywiołów niepogodzonych, które poruszały się w głębinach mojej istoty, które tam wzięły się za bary, niweczyły po kolei w wieczystym konflikcie, buntownicze wobec wszelkiej władzy, opierające się wszelkiemu panowaniu.