Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/257

Ta strona została przepisana.

jest zapóżno?“ Mogłażem złamać ci serce odraza? Co byłoby stało się z nami? Wówczas powzięłam zamiar zgodzenia się na ostatnie jeszcze upojenie, ogarnął mnie szał, nie widziałam już nic, prócz śmierci i mej namiętności.
Głos jej zachrypł dziwnie. Patrzyłem na nią i zdawało mi się, że jej już nie poznaję, tak była przeobrażoną. Konwulsyjny spazm skrzywił wszystkie linie jej twarzy; warga dolna drżała bardzo silnie; oczy płonęły gorączkowym blaskiem.
— Potępiasz mnie? — spytała głosem chrypliwym i cierpkim. — Pogardzasz mną za to, co uczyniłam wczoraj? Ukryła twarz w dłoniach. Potem, po chwili milczenia, tonem nieokreślonym, który wyrażał rozterkę, rozkosz i grozę, tonem, który pochodził z nie wiedzieć jakiej głębi istoty, dodała:
— Wczoraj wieczorem, ażeby nie zniweczyć tego, co mi pozostało z ciebie we krwi, waha łam się zażyć truciznę.
Ręce jej opadły. Ale otrząsnęła się z swej słabości energicznym ruchem. Głos jej wzmocnił się.
— Los chciał, ażebym żyła do chwili obecnej. Los chciał, ażebyś dowiedział się od matki twojej o prawdzie. Od twojej matki! Wczoraj wieczorem, kiedy powróciłeś do tego pokoju, wie działeś wszystko a nie powiedziałeś nic i w obecności matki ucałowałeś twarz, którą ci podałam