Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/259

Ta strona została przepisana.

ściem. Rozumiesz? To jedyna droga, prowadząca do celu. Tajemnica pozostanie między nami...
Poczęła mówić szybko, z wyrazem stanowczości i namysłu, jak gdyby rozumowała, chcąc mnie skłonić do jakiejś użytecznej dla stron obu umowy a nie do układu o śmierć, o wspólnictwo w wykonaniu dziwacznego zamiaru. Pozwoliłem jej mówić.
Rodzaj szczególniejszego uroku przykuwał mnie do miejsca, zmuszał do słuchania i patrzenia na tę istotę tak wątłą, tak bladą, tak chorą, ogarnioną falą tak porywającą energii moralnej.
— Słuchaj, Tullio. Mam pewną myśl. Fryderyk opowiadał mi twój szalony postępek dzisiejszego wieczora, niebezpieczeństwo, na jakie narażałeś się na urwistem wybrzeżu Assora. Opowiedział mi wszystko. I myślałam sobie z dreszczem: „Kto wie, jaki napad boleści kazał mu narażać się na to niebezpieczeństwo?“ Potem myśląc o tem ponownie, wydało mi się, że cię zrozumiałam. Było to dla mnie coś, jakby objawienie prorocze. Dusza moja miała wizyę wszystkich tych cierpień, które cię oczekują, cierpień, od jakich nic cię ustrzedz nie będzie mogło, cierpień, które zwiększałyby się z dniem każdym, bez pociechy, nie do zniesienia. Ach! Tullio, wydaje mi się, że tyś je już przeczuwał i przewidujesz dziś już, że nie będziesz miał sił z niesienia ich w przyszłości. Na to jest jeden tylko sposób zbawienia dla ciebie, dla mnie, dla dusz