deryk powiedział mi, że mogę pojechać na Favilli. Skoro dojedziemy do nadbrzeża... zrobię to, coś ty zrobił tego ranka. Przytrafi się nieszczęście. Fryderyk powiedział mi, że niepodobieństwem jest uratować się z nurtów Assora... Dobrze?
Jakkolwiek był pewien ciąg w jej słowach, zdało się, że zostawała pod wpływem rodzaju jakiegoś szału. Rumieniec niezwykły wybił się na górnej części jej policzków; oczy pałały nadzwyczajnym blaskiem.
Wizya rzeki złowrogiej przebiegła mi szybko przez myśl.
Powtórzyła, pochylając się ku mnie:
— Dobrze?
Podniosłem się, ująłem ją za ręce. Chciałem uspokoić jej gorączkę. Udręczenie, litość bezmierna ścisnęły mi serce. I głos mój stał się słodki, stał się dobry, drżał wzruszeniem serdecznem.
— Biedna Juliano! Nie dręcz się tak. Zanadto cierpisz; boleść odejmuje ci rozum, biedna moja! Trzeba ci wiele odwagi; nie trzeba myśleć nawet o rzeczach, o których tu mówiłaś... Myśl o Mani, o Natalce... Ja przyjąłem na siebie z poddaniem tę karę. To kara słuszna, na jaką zasłużyłem za wszystko złe, którem w życiu popełnił. Przyjąłem ją na siebie i będę znosił. Ale do tego koniecznem jest, byś żyła. Czy przyrzekniesz mi to, Juliano, w imię Mani, w imię
Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/261
Ta strona została przepisana.