Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/273

Ta strona została przepisana.
XVIII.

Ileż rzeczy stłumił gwałtowny ten uścisk! „Dziki! dziki!“ Widziałem ciche łzy, co napełniły oczy Juliany; słyszałem jeszcze chrapanie, wydzierające się z ust jej w spazmie najwyższym; chrapanie konającej. A duszę moją owionął ten smutek, nie dający się porównać z żadnym innym smutkiem, który po spełnionym czynie mnie przygnębiał. „Och! dziki prawdziwie!“
Czy to nie w tej chwili właśnie pierwszy podszept zbrodni wśliznął się do mej duszy? Czy to nie w szale zamiar morderczy stanął przed moją świadomością?
I przyszło mi na myśl gorzkie słowo Juliany: „Mam życie dziwnie uparte“. Co mi się wydawało zdumiewającem, to nie ta oporność, nie ta wytrwałość jej życia, ale oporność tego życia drugiego, tego życia, które nosiła w swem łonie i które mnie rozjątrzało, przeciw któremu poczynałem spiskować.
Nie można było spostrzedz jeszcze w postaci