Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/29

Ta strona została przepisana.

ciekawie. Kiedy w toku rozmowy matka moja przypadkiem wspomniała, że dotrzymuję chorej towarzystwa, od rana do wieczora, niemal bez przerwy, pani Talice zawołała z nieukrywaną ironią, bacznie mi się przypatrując:
— Cóż to za mąż wzorowy!
Rozdrażnienie moje wzrosło do tego stopnia, że postanowiłem wyjść ztąd pod jakimbądź pozorem.
Wyszedłem z domu. Na schodach spotkałem Manię i Natalkę, powracające z nauczycielką ze spaceru. Jak zazwyczaj, rzuciły się do mnie z pieszczotami, a starsza, Mania, oddała mi kilka listów, które odebrała od portyera. Pośród nich poznałem nagle list nieobecnej. Z niecierpliwością uwolniłem się też zaraz od pieszczot dzieci. Jak tylko znalazłem się na ulicy, przystanąłem, aby zanatychmiast odczytać otrzymany list.
Był to list krótki, ale namiętny, z dwoma czy trzema temi frazesami, co to przejmują do głębi, jakie umiała wynajdywać zawsze Teresa, kiedy chciała mnie wzruszyć. Zapowiadała mi swój powrót do Florencyi około 20 do 26 bieżącego miesiąca i dodawała, że pragnie się tam ze mną spotkać „jak przeszłym razem“. Przyrzekała mi donieść dokładniejsze szczegóły w przedmiocie tego spotkania.
W jednej niemal sekundzie spadły ze mnie jak kwiecie z drzewa wstrząśnionego wichrem, wszystkie widma złudzeń dotychczasowych, wszyts-