Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/306

Ta strona została przepisana.

Ta niespodziewana wiadomość przejęła mnie. „Oby to było prawdą!“ — pomyślałem. I z upodobaniem przypuszczałem, że tu chodzi o jedną z owych straszliwych chorób mlecza pacierzowego lub tkanki mózgowej, które doprowadzają człowieka do ostatecznego upadku do zidyocenia, do najsmutniejszych form szaleństwa a wreszcie do śmierci. Wiadomości, które zaczerpnąłem z książek naukowych, wspomnienie odwiedzin, zrobionych raz w domu obłąkanych, obrazy dokładniejsze jeszcze, które mi pozostały z specyalnego wypadku jednego z moich przyjaciół, Juliusza Spinelli, tłumnie przychodziły mi teraz na pamięć. I widziałem biednego Juliusza Spinelli siedzącego na wielkim fetelu, obitym skórą czerwoną. bladego tą bladością ziemistą, ze sparaliżowanemi rysami twarzy, z ustami przeciągniętemi i otwartemi, pełnemi śliny odpływającej i niezrozumiałego jąkania; widziałem twarz jasnowłosą, wątłą i bolesną siostry, podwiązującej serwetę pod brodę chorego, jak to się robi małym dzieciom, i sondą wprowadzającą mu do żołądka pożywienie, którego niezdolny już był przełknąć.
— To prawdziwy zysk — myślałem. — Gdybym miał pojedynek z przeciwnikiem tak sławnym, gdybym go zranił w nim poważnie, gdybym go zabił, z pewnością fakt ten nie przeszedłby niepostrzeżenie; byłby na ustach wszystkich, byłby rozbierany, komentowany przez wszystkie dzien-