Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/312

Ta strona została przepisana.

nym a dziwacznym grymasie: „zaniku połowicznego twarzy“. Muchy nieubłagane brzęczały bez ustanku.
Ale przyszła mi teraz myśl inna. Zapytałem:
— Czy wydawca otrzymał już manuskrypt owej „Turris eburnea?“
— Nie, panie. Zapowiedzieliśmy książkę; ale prócz tytułu, nic z niej nie istnieje jeszcze.
— Nic, tylko tytuł?
— Tak, panie. I skutkiem tego cofnęliśmy zapowiedź.
— Dziękuję. Zechciej pan odesłać mi do domu te książki w ciągu dnia dzisiejszego.
Pozostawiłem mój adres i wyszedłem.
Wyszedłszy na trotuar, doznałem dziwacznego wrażenia, jak gdybym się gdzieś zabłąkał. Zdawało mi się, że pozostawiam za sobą strzęp życia sztucznego, udanego, fałszywego. To wszystko, co zrobiłem, com mówił, com doznał i twarz albinosa, i głos jego, i ruchy — wszystko to wydało mi się sztucznem, nabierało pozoru jakiegoś snu, charakteru wrażenia otrzymanego nie z zetknięcia się z rzeczywistością, ale z niedawno przeczytanej powieści.
Wsiadłem do powozu, powróciłem do domu. Wrażenie owo nieokreślone rozproszyło się. Zebrałem myśli, chcąc się zastanowić. Upewniałem się, że to wszystko jest rzeczywistością niezaprzeczoną. Mimowolnie w umyśle moim poczęły