Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/322

Ta strona została przepisana.

Z czasem odsunęłaby się odemnie, przyjęła inne nazwisko, weszła w inną rodzinę.
Im więcej jednakże zbliżał się kres ostateczny, tem więcej niecierpliwość moja i rozjątrzenie rosły. Zmęczony już byłem ciągłym widokiem tej figury, grubiejącej coraz więcej i grubiejącej nadmiernie. Zmęczony byłem tem szamotaniem się zawsze pośród tych samych obaw i tych samych niepewności. Chciałbym był, aby jakakolwiek katastrofa raz już nareszcie wybuchnęła Katastrofa jakakolwiek, mniejsza o to już jaka, jeszcze była znośniejszą od tej agonii.
Pewnego dnia brat mój spytał Juiiany:
— Ileż jeszcze potrzeba będzie czasu?
Odpowiedziała mu:
— Miesiąc jeszcze.
Ja pomyślałem sobie: „Jeśli historya o owej minucie słabości jest prawdą, musi wiedzieć dokładnie o dniu poczęcia“.
Mieliśmy wrzesień. Lato dobiegało do końca. Nadchodziło jesienne porównanie dnia z nocą, epoka najpiękniejsza roku, ta epoka, która ma w sobie rodzaj jakiegoś upojenia powietrznego, ulatniającego się z dojrzałych winogron. Czar ogarniał mnie zwolna, wnikał we mnie, rozmiękczał moją duszę, darzył czasami potrzebą tkliwości szalonej lub subtelnych wynurzeń.
Mania i Natalka spędzały ze mną długie godziny, same ze mną, czy to w moich pokojach,