Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/336

Ta strona została przepisana.

w popędzie morderczym. Popęd ten przychodził przedwcześnie; ale wizya zbrodni już spełnionej oświeciła umysł mój jak błyskawica:, Nie będziesz żył!“
— Ach! Tullio, Tullio! Zaduś mnie! Zabij mnie! Nie mogę dłużej już wytrzymać, nie mogę, słyszysz, nie mogę już, nie chcę dłużej cierpieć.
Krzyczała okropnie, tocząc dokoła błędnemi oczyma, jak gdyby szukała kogoś czy czegoś od czego mogłaby otrzymać pomoc, której ja nie zdołałem jej udzielić.
— Uspokój się, Juliano, uspokój się!... Może to chwila stanowcza już nadeszła. Odwagi! Usiądź. Odwagi, kochane dziecko! Cierpliwości trochę! Wszakże jestem przy tubie. Nie lękaj się!...
I pobiegłem do dzwonka.
— Doktora! Prędzej doktora! Niechaj przychodzi natychmiast!...
Juliana nie jęczała już. Nagle zdawało się, że ustało cierpienie, lub że przynajmniej zapomina o niem pod wpływem nowej jakiejś myśli. Widocznem było, że rozważa w głębi duszy coś, że nad czemś rozmyśla. Zaledwie miałem czas rozważyć tę zmianę chwilową.
— Słuchaj, Tullio. Gdybym miała wpaść w malignę...
— Co mówisz?
— Jeślibym potem w gorączce miała wpaść w malignę, gdybym umierała nieprzytomna...