Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/339

Ta strona została przepisana.
XXXII.

Było już między czwartą a piątą zrana. Bóle przedłużały się aż do tej pory, z kilku tylko przerwami od początku. Około trzeciej sen niespodziewanie pochwycił mnie na sofie, na które; siedziałem w przyległym pokoju. Krystyna zbudziła mnie; powiedziała, że Juliana chce mnie widzieć.
W nieprzytomności przebudzenia, z oczyma przyćmionemi jeszcze ze snu, zerwałem się na nogi.
— To ja spałem? Cóż się stało? Juliana...
— Niech się pan nie lęka, nic się nie stało. Bóle uspokoiły się teraz trochę. Przyjdź pan sam zobaczyć, proszę.
Wszedłem i oczy moje pobiegły natychmiast ku Julianie.
Wsparta na poduszkach, bladą była tak prawie, jak płótno jej koszuli, nieomal bez życia. Spotkałem naprzód jej oczy, zwrócone były bowiem ku drzwiom, w oczekiwaniu mego przyjścia. I oczy te wydały mi się szerszemi teraz,