Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/358

Ta strona została przepisana.
XXXIV.

Przez kilka dni Juliana zawieszona była między byciem a śmiercią. Słabość jej była tak wielką, że najlżejszy wysiłek opłacała omdleniem. Zalecono jej leżeć wciąż na wznak, w zupełnej nieruchomości. Najmniejsze usiłowanie podniesienia się wywoływało symptomaty anemii mózgowej. Nic nie mogło powstrzymać często pojawiających się wymiotów, usunąć ciężaru, który kładł się na jej piersiach i bezprzestannego szumu w uszach.
Dniem i nocą siedziałem u jej łóżka, wciąż czuwając, podtrzymywany tą niezmęczoną energią, która mnie samego wprawiała w zdumienie. Zużywałem wszystkie siły mego własnego życia, aby podtrzymać to życie, co groziło zagaśnięciem.
Zdawało mi się, że z drugiej strony wezgłowia zasiadła śmierć przyczajona, gotowa skorzystać ze sposobnej chwili i pochwycić swą zdobycz. Czasami doznawałem wrażenia zupełnie realnego, że przelewam siebie samego w wątłe ciało chorej, że oddaję jej cokolwiek z sił mych