nad własną boleścią, pomyślałem natychmiast, że Juliana potrzebowała pomocy.
— Ach! Tullio, Tullio! to niepodobieństwo...
— Milcz, Juliano! Milcz, jeśli mnie kochasz cokolwiek! Proszę cię, milcz!
W moim głosie, w moim geście było tyle błagania... Wszelkie rozdrażnienie, cała nienawiść poprzednia rozproszyły się gdzieś bez śladu. Cierpiałem tylko jej boleścią, nie lękałem się niczego, prócz szkody, którą zdarzenie to przynosi chorej, nie myślałem o niczem, prócz tego, że w stanie jej zdrowia może zajść pogorszenie.
— Jeśli mnie kochasz cokolwiek, nie powinnaś myśleć o niczem innem, jak o twem wyzdrowieniu. Patrz na mnie, ja nie myślę o niczem, tylko o tobie, cierpię tylko tam, gdzie o ciebie chodzi. Nie powinnaś się już dręczyć, powinnaś oddać się z całą ufnością mojemu przywiązaniu, powinnaś wyzdrowieć...
Odparła słabym swym drżącym głosem:
— Ale kto wie, czego ty doznajesz w tajniach serca? Biedna duszo!
— Nic, nic, Juliano, nie dręcz się! Jeśli ja cierpię, to dlatego tylko, że widzę twoją boleść. Zapominam o wszystkiem, skoro ty się uśmiechniesz. Kiedy ty czujesz się zdrowszą, ja jestem szczęśliwy. Powinnaś zatem wyzdrowieć, jeśli tylko mnie kochasz; powinnaś być spokojną, posłuszną, cierpliwą. Skoro wyzdrowiejesz, skoro już
Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/368
Ta strona została przepisana.