Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/37

Ta strona została przepisana.

omdlała. — Juliano! — Drgnęła, prostuje się. — Co robisz? — Nic — odpowiada. Ale w jej czarnych oczach maluje się nieokreślone pomieszanie, jak gdyby chciała coś stłumić, niewymowny gwałt sobie zadając.“
Ileż razy musiała ona znosić te tortury od dnia smutnego wyrzeczenia się! Myśl moja zatrzymała się na obrazach, świeżo zbudzonych przez fakt tak drobny. Szczególniejsze podniecenie, jakie okazała dziś Juliana, przywiodło mi na pamięć rozmaite przykłady jej wrażliwości fizycznej, tak bardzo rozwiniętej. Kto wie, czy choroba nie wzmogła jeszcze tej drażliwości. A ja, będąc z natury ciekawy, zepsuty i przewrotny, wyobrażałem sobie, że wątłe życie rekonwalescentki pod wpływem moich pieszczot w płomień się roznieci; sądziłem takie, że ta rozkosz mieć będzie w sobie urok kazirodztwa. „A gdyby z tego umarła?“ — myślałem. Niektóre orzeczenia lekarza złowróżbne przyszły mi na pamięć. I z racyi tego okrucieństwa, jakie zawsze mieści się na dnie serca każdego zmysłowego mężczyzny, niebezpieczeństwo zamiast mnie przerażać, jeszcze bardziej pociągało. Badałem dokładnie moje uczuciu z tym rodzajem gorzkiego upodobania, zmieszanego z obrzydzeniem, jakie zawsze wnosiłem do każdej analizy wewnętrznych przejawów, doprowadzającej do znalezienia jednego dowodu więcej na podstawową nikczemność ludzkiej natury. Dlaczego natura ludzka mieści w sobie tę okropną zdolność