Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/393

Ta strona została przepisana.

Krystyna zapytała mnie z przestrachem, zniżając głos:
— Co się to stało, proszę pana?
— Nic, nic. Czy nie budziła się tu?
— Nie, panie. Zdaje mi się, że śpi ciągle.
Rozsunąłem firanki, wszedłem ostrożnie do alkowy. Zrazu nie spostrzegłem w cienia nic, prócz białości poduszek. Podszedłem i pochyliłem się nad łóżkiem. Juliana miała oczy otwarte i patrzała na mnie nieruchomie. Być może, że widok mojej twarzy pozwolił jej odgadnąć całe moje udręczenie; ale nie powiedziała ani słowa. Zamknęła napowrót oczy, jak gdyby nie chciała ich już odemknąć nigdy.