Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/42

Ta strona została przepisana.

mojej odgrywać dalej komedyę; starannie unikałem wszelkich sam na sam z biedną oszukiwaną; w każdej chwili zdawało mi się, że czytam w jej oczach słodkich i wilgotnych pojawienie się tam zwątpienia, zdawało mi się, że widzę cień jakiś na jej czystem czole.
W środę otrzymałem telegram rozkazujący, pełen gróźb. Aiboż nie oczekiwałem go potrosze? „Albo przyjedziesz, albo nie zobaczysz mnie już więcej. Odpowiedź.“ Odpowiedziałem: „Przyjadę.“
Jak skoro tylko to zrobiłem, pod wrażeniem tego rodzaju bezświadomego podniecenia, które w życiu towarzyszy zawsze wszystkim czynom stanowczym, poczułem szczególniejszą ulgę na widok obrotu określonego, jaki przybierały sprawy. Uczucie własnej mojej nieodpowiedzialnością konieczności tego, co ma stać się jeszcze, stało się we mnie głębokiem. „Jeżeli, mając świadomość złego, jakie popełniam, potępiając się sam nawet za czyn ten, nie byłem w stanie postąpić inaczej, to znak, że jestem posłuszny sile wyższej a nieznanej. Jestem ofiarą fatum okrutnego, szyderskiego i niepokonanego.“
Niemniej przeto zaledwie noga moja przestąpiła próg pokoju Juliany, poczułem, jak ciężar jakiś niezmierny spadł mi na serce i zatrzymałem się, zachwiałem na tym progu po za portyerą, co mnie przysłoniła. „Wystarczy jej jedno spojrzę nie, by odgadła wszystko,“ myślałem tracąc głowę.