Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/430

Ta strona została przepisana.

— Zkądże to wiesz?
— Wiem, czuję to.
Krew we mnie zastygła.
— Czy chciałabyś, aby matka domyśliła się czegoś? Czy chciałabyś, aby spostrzegła moją odrazę?
Mówiliśmy cicho. I ona także miała minę przestraszoną. Ja zaś myślałem: „Za chwilę przyjdzie to matka moja, przestraszona, wołając: Rajmund umiera!“
Natomiast weszły Mania i Natalka z miss Edytą. I alkowa ożywiła się ich szczebiotem. Mówiły o kaplicy, o żłobku, o kobzach z tysiącem szczegółów.
Opuściłem Julianę, odchodząc do mego pokoju pod pozorem bólu głowy.
Kiedy już położyłem się, zmęczenie zmogło mnie natychmiast niemal. Spałem głęboko przez długie godziny.
Światło dzienne zastało mnie spokojnym, w stanie dziwnego zobojętnienia, beztroski niewytłomaczonej. Nikt nie przyszedł przerwać mi snu; widocznie zatem nie zaszło nic nadzwyczajnego. Wydarzenia dnia wczorajszego wydały mi się czemś nierzeczywistem i bardzo odległem. Czułem wielką przerwę między mojem ja obecnem a moją istnością ubiegłą, między tem, czem byłem teraz a tem, czem byłem poprzednio. Nie było ciągłości między okresem minionym a okresem obecnym mego życia psychicznego. I nie usi-