Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/453

Ta strona została przepisana.

— Wiecie wy kto zabił to niemowlę?
W ciszy głos mój rozlegał się tak dziwnie donośnie, że mnie samemu wydał się on obcym, zdało mi się, że to nie mój głos chyba. I przestrach nagły zmroził mi krew w żyłach, sparaliżował język, wzrok zaćmił. Począłem drżeć całem ciałem. I uczułem, że brat podtrzymuje mnie, obejmuje ręką moje ciało. W uszach szumiało mi tak mocno, że niewyraźnie zaledwie dochodziły mnie jego słowa, urywkami. Pojąłem, że przypuszcza, iż umysł mi się zamącił pod wpływem gwałtownego napadu gorączki i że stara się wyprowadzić mnie z pokoju. Pozwoliłem się wyprowadzić.
Podtrzymując poprowadził mnie do mojej sypialni. Wciąż jeszcze byłem pod władzą przestrachu. Na widok świecy, co paliła się samotnie na stole, zadrżałem; nie przypominałem sobie, żem ją tu pozostawił zapaloną.
— Rozbierz się, połóż się do łóżka — rzekł mi Fryderyk, pociągnąwszy mnie za ręce z serdecznością.
Posadził mnie na łóżku, raz jeszcze przyłożył rękę do mego czoła.
— Słuchaj. Gorączka u ciebie się wzmaga. Zacznijże się rozbierać. No dalej, dalej!
Z czułością, która mi przypomniała czułość matki, pomagał mi rozebrać się. Potem pomógł mi położyć się do łóżka. Usiadłszy przy mnie, od czasu do czasu jeszcze dotykał dłonią mego