Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/90

Ta strona została przepisana.

— Skoro ci się to niepodoba...
On rozśmiał się głośno.
— Ależ nie, ależ nie... Możesz oberwać choćby wszystkie drzewa nawet.
Jednakże nadłamana gałązka, trzymająca się tylko jeszcze na kilku włóknach żywych zwisła u pnia i doprawdy rana ta wilgotna, ociekająca sokiem drzewnym, przedstawiała widok rzeczy jakiejś cierpiącej; te kwiatki wątłe, o tonach żywego ciała z odcieniem bladości, podobne do pęków róż polnych, nabrzmiałe zawiązkiem, skazanym teraz na zagładę, wciąż jeszcze drżały za powiewem wiatru.
Ozwałem się wówczas, jakby dla usprawiedliwienia okrucieństwa mojej napaści:
— To dla Juliany.
I oderwawszy ostatnie włókna żywe, odjąłem nadłamaną galązkę.