Ponieważ poręcz okna była na wysokości jej bioder, wsparła o nią łokcie, tak że biust jej przeginał się w tył nieco oprawnej w ramy okna. Twarz ku mnie zwrócona przodem, pełną była cienia, zwłaszcza we wgłębieniu oczu; włosy zaś, których szczyt kąpał się w świetle, tworzyły rodzaj wązkiej aureoli; światło oblewało także powierzchnię ramion. Jedna noga, ta, która utrzymywała ciężar ciała, unosiła zlekka rąbek sukni, ukazując kawałek pońszoszki popielatej i pantofelek połyskujący. W tej pozie, w tem oświetleniu — postać jej nabierała jakiejś niezwykłej ponęty. Smuga błękitnawego krajobrazu, odcinająca się z pośród dwóch szczytów gór, tworzyła tło dalekie po za jej głową.
I w tej chwili nagle, jakby w objawieniu piorunującem, ujrzałem w niej kobietę upragnioną, kobietę, która budzi żądze mężczyzny; i cała krew zapłonęła we mnie ogniem wspomnień i pragnień jej pieszczoty.
Rozmawiałem z oczyma wciąż utkwionemi w jej twarzy. A im dłużej patrzyłem, tem większego doznawałem niepokoju. I ona także bez wszelkiego wątpienia czytać musiała te uczucia w mojem spojrzeniu, ponieważ niepokój jej stał się widocznym. Mnie z dręczącą niepewnością snuła się ciągle ta jedna myśl po głowie: „Gdybym śmiał tylko! Gdybym tak zbliżył się teraz do niej, objął ją w ramiona!“... Pozorna swoboda,
Strona:Gabryel d’Annunzio - Intruz.djvu/96
Ta strona została przepisana.