Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/113

Ta strona została przepisana.

i odczuł w niej całą łatwość zmienienia jej w łuk napięty w dłoni silnej niósłby doścignąć najwyższą zdobycz.
Odgadł, że postradała nadzieję uratowania ojca, że cierpiała okrutnie namyśl ustawicznego czuwania u zgasłego ogniska, nad popiołami których już żadna nie ożywi iskra.
Obraz wielkiego, w niwecz skruszonego artysty przesunął mu się w wyobraźni nie pod istotnem jego podobieństwem gdyż się z nim nie spotkał nigdy, lecz w postaci dzieł z bronzu i marmuru, w które snycerz wlał duszę swą i Piękna modłę szczytną.
W idealne te szeregi wpatrywał Stelio z lękiem i bólem większym od tego, który w nim wywoływał widok najokrutniejszej śmierci.
I wszystkie jego władze, pragnienia, dawne marzenia wzdrygnęły tu naraz jak gdyby potężną dłonią wstrząśnięte i nie pozostał w nim nerw żaden, aby nie doznał gwałtownego tego wstrząśnięcia.
Wreszcie Foskaryna uchyliła rąbek całunu co naraz, nśród weselnego, świątecznego nastroju, zsunął się na gondolę, jak na pływającą trumnę.
— Patrz tam — wskazała balkon pałacu Derdemony — piękna Ninetta przyjmuje serenadę, pomiędzy dwoma srebrnemi. kandelabrami i w nieodstępnem towarzystwie swej małpeczki swego pudla.
— A! piękna Ninetta! — zawołał wesoło Stetio otrząsając się z ponurych myśli i wychylając się uśmiechnięty posłał ręką, z uprzejmą żywością, powitanie drobnej kobiecej postaci przy-