Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/117

Ta strona została przepisana.

Po przez opalową powłokę zwartą przez mistrza hutnika, precz! w dali laguny, nad łąką porostów wodnych, aktorka dostrzegała samą siebie i przebiegł ją od stóp do głowy deszcz lodowaty.
Znów odczuła wstręt i odrazę do własnej swej przekwitłej postaci i przypominając udzieloną z wieczora poecie milczącem zezwoleniem obietnicę i przypuszczając, że dziś jeszcze może się o nią upomnieć, wzgrygnęła się cała na poły lękiem i wstydem, na poły dumą wielką.
Jednocześnie baczne jej i smutne oczy przebiegły po siedzącej obok niej dziewczynie i przenikając ją całą zważyły młodość jej świeżą, zdrowie kwitnące i tę nieprzepartą atmosferę miłości, co się wydziela z dziewczęcia gdy dościga pełni rozkwitu.
I zdało się jej naraz, że się już wiążą prądy tajemnicze a nieodzowne pomiędzy Donatellą a jej młodym przyjacielem
I zdawało się jej że odgaduje, czyta w sercu Effreny słowa, których milczące jego usta nie szepczą jeszcze.
Wielki ból wgryzł się w jej serce, tak wielki i gwałtowny, że mimowoli palce jej wpiły się w czarne sznury służące za poręcz i oparcie w gondoli, a ruch ten mimowolny żywym być musiał skoro zgrzytnęły podtrzymujące sznury małe metalowe koniki morskie.
To też ruch ten nie uszedł baczności zaniepokojonego Effreny.
Zrozumiał co znaczy i sam odczuł przez chwilę ból zmieszany z tłumioną niecierpliwością z gniewem niemal, gdyż to naruszało pogodę