Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/119

Ta strona została przepisana.

coś sama dla mnie opatrzyła, przechowała? Gdyście schodziły razem, z wielkich schodów pałacu dożów, zbliżając się do mnie, czyś nie miała Perdito, wyglądu dobrej wróżki, śpieszącej z darem niespodziewanem? Nie, nie był wcale niespodziany bom właśnie czekał czegoś nadzwyczajnego od twej nieskończonej mądrości i przenikliwości...

— Jakże się szczęśliwą zdaje piękna Ninetta, pomiędzy swą małpeczką i swym pudlem — westchnęła boleśnie Perdita, głowę zwracając ku śpiewaczej łodzi i balkonowi oświeconemu srebrnemi, w więdniejących róż równianki owiniętemi świecznikami.

„La zoventù xe nu flor
Che apena nato el mor,
E ou zorno gnanca mi
No saro quela.“[1].

I Donatella Arvale zwróciła się ku barce i balkonowi i Stelio Effrena także, a gondola lekka, kołysząc się pod takt muzyki, nie zatapiała się choć niosła po wodach, potrójnych losów ciężar.

„E vegna quel che vol,
Lasse che vaga!“[2]

  1. Młodość jest kwiatem co zaledwie rozkwitnie już więdnie. I ja też nie będę taką jak dzisiaj.
  2. Niech się tam co chce stanie! płyńmy! płyńmy dalej.