Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/120

Ta strona została przepisana.

Po całym Canal Granda, aż precz! precz! chwytana, powtarzana przez inne barki, biegła nuta skoczna, wesoła.
Rytmem oczarowani gondolierzy łączyli głosy swe z głosami śpiewaków „peoty.“
Namiętny wybuch, co w okrzyku tłoczących się na wybrzeżu tłumów, wydał się z razu poecie tak potężnym i wstrząsającym, przycichał teraz w piosnce lubieżnej, rozbiegał w giętkich zwrotkach, konał w łagodnych, pobłażliwych uśmiechach.
„Animula vagula“ Wenecyi górą była!
Miasto wracało do powszedniego trybu życia: dźwięków gitary i tańców pod festonami kolorowych lampionów.

„E vegua quel che vol,
Lasse che yaga!“

Nagle, na zakręcie kanału, przed czerwonym pałacem Foscari, olbrzymi Bucentaur zapłonął na raz jak objęta pożarem baszta.
Nowych rakiet pęki pękały w górze z trzaskiem walących się gromów; nowych ognistych gołębi stada wyleciały z wieżyczek; rozświeciły balkony i tarasy spadających piorunów wężykiem i prześliznęły się po marmurach rozsypując po wodzie z sykiem i zgrzytem tysiąca iskier, wlokąc za sobą dymne wstęgi.
Wzdłuż murów i parapetów, na przodach i tyłach okrętów roztworzyły się ogniste fontanny, i mnożąc się i rozszerzając z nieobrachowaną szybkością zlały w jedną pożogę, aż precz! po San Vtale! aż precz! po Rialto, w potok ognia zmieniając oba wybrzeża.