Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/121

Ta strona została przepisana.

Bucentaur znikł z oczu owiany grzmiącą ognistą chmurą.
— Przez San Polo! przez San Polo! — wołała na gondoliera Foskaryna, schylając nisko głowę, jak pod nagłej nawałnicy wybuchem i zakrywając dłońmi ogłuszone uszy.
A Donatella Arvale i Stelio Fffrena, znów spojrzeli po sobie olśnionym wzrokiem.
Twarze ich płonęły odbłyskiem tysiącznych ogni, tak jak gdyby się oboje byli pochylili nad krateru krawędzią.
Skierowana w Rio[1] San Polo gondola pogrążyła się w cienie i chłód nagły padł na milczących troje.
Pod sklepieniem mostu rytm wiosła odbił się w głębi serc ich a zgiełk i gwar festynu zdał się im oddalonym już bardzo.
Tu wszystkie domy miały ciemne i szczelnie zamknięte okna, sama wieża w cieniu wzbijała się pod m rugające na szafirach nieba gwiazdy. Campiello[2] del Roemer i Campiefllo del Pistor puste były, głuche, trawą porosłe.
Drzewa po za niskiemi, pleśnią pokrytemi murami, ogradzającemi ciasne ogrody, wzbijały pod pogodne, nocne nieba żółte i więdniejące swe liście.


∗             ∗
  1. „Rio“ zowią w Wenecji mniejsze kanały.
  2. „Campiello“ małe place pomiędzy domami i tyłami pałaców przytykających do kanałów.