Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/124

Ta strona została przepisana.

jąca Kleopatra: jasnowidząca o drobnych krwawych. rękach lady Mackbeth i te lilie wonne, rosą i łzami ubrylantowane którym na imię: Imogena i Julia, Miranda i Rozalinda, Jesika i Perdita, dusze najtkliwsze i najgwałtowniejsze, najcichsze i najpyszniejsze, wchodziły w nią, zamieszkiwały na przemian jej postać, wypełniały całą, świeciły w oczach, oddychały na ustach pełnych słodyczy miodu, to znów wszystkich trucizn jadów, naprzemian podobnych do czary perlistej to do goryczy zlewu.
Zdające się przelewać w bezbrzeżnej nieskończoności przestrzeni i czasu istnienia i indywidualności ludzkie, powstawały żywe, zaklęte jednem drgnieniem jej posłusznych muskułów, ruchem jednym, rysem, ócz mrugnięciem, spuszczeniem lub podniesieniem powiek, lic bladością lub rumieńcem, nie dostrzegalnem wzniesieniem lub pochyleniem głowy, miganiem świateł i cieni, darem przedziwnym błyskawicznych przemian wiotkiej i szczupłej postaci roniącej bez przerwy roje nieśmiertelnych tworów.
Nowet same geniusze miejsc uświęconych przez tragedyę, wywołane pracz nią tajemnem zaklęciem, rysowały po za nią i dokoła niej najwyraźniejsze krajobrazy.
Piasczyste okolice stubramych Teb; suche Argosu równiny; spalone mirty Trabizondy; Kolonny święte oliwkowe gaje; bystre Cydnusu wody; blade brzaski Dunsinana; Prospero jaskinie; lasy w Ardenach; ziemie krwią ociekłe, bólem przeorane, zamglone w śnie niepochwytnym, lub uśmiechem rozświecone, ukazywały się, oddalały, nikły po za nią.