Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/133

Ta strona została przepisana.

— Arianno — szepnął miękko i cicho, jak ze snu ją budząc Stelio.
Nie odpowiedziała lecz wstała, zbliżyła się do drzwi, przeszła do przyległej komnaty.
Słychać było jej lekkie kroki, sukni szelest, stuk podniesionego wieka fortepianu.
Wszyscy zawiesili oddech w milczeniu i skupieniu i rzekłbyś, że sama cisza melodyi wypełniła opuszczone przez nią, przy biesiadnym stole, miejsce.
Raz wiatr powiał wstrząsając płomię świec w kryształowych kandelabrach, skłaniając kwiatów wonne kielichy i barwne korony i już wszystko znieruchomiało w oczekiwaniu.

„Lasciatemi morire!“

„Dajcie mi umrzeć!“ I już dusze słuchaczy porwane zostały tem orlem skrzydłem co wzbijało Danta we śnie aż do sfer ognistych.
Teraz wszystkie gwiazdy świeciły w nieśmiertelnej prawdy przestworzach, przysłuchując się harmonii światów przelewających się pod ich świetlanem okiem.

„Lasciatemi morire!“;

Ariannaż to, Arianna nowe opłakująca straty? Lecz jakże wyżej, coraz wyżej, wspina się po cierpienia ciernistym szlaku.

„E che volete.
Che mi conforte
Da cosi dura sorte,