Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/137

Ta strona została przepisana.

na przez kult Piękna; przeczucia, nadzieje, zamysły śmiałe i dumne; pobudzone pulsacye nerwów, wzmożone wszystkie władze, zalały oboje powracającą falą, rozbryzgując na kropel tysiące z których każda światem w sobie była i zlewając się w jeden, wszystko rwący potok.
I zdało się im że przekroczyli zwykłe ludziom granice, mając w tej chwili przed sobą nieskończoność nieznaną u której piersi zawisną usty spragnionemi wierząc że w jednej chwili wychylić zdołają oceanu krużę, gdyż przeżywszy tak wiele czuli się jeszcze próżnemi, u tylu pijąc źródeł nie ugasili jeszcze trawiących ich pragnień.
Bogate ich dusze popadały w wielkie złudzenie.
Zdawało się im że w ustawicznej, wspólnej zamianie zbogacać się będą do nieskończoności.
Z pośród nich znikła dziewicza postać Donatelli i teraz oczy koczującej, zrozpaczonej kobiety powtarzały wyraźnie i głośno: „Gdy cię oplotę miłością moją do bogów wzbiję cię rzędu... Godzina, jedna godzina z tobą a zbawioną zostanę... Moim bądź... ja twoja... przez godzinę jedną.“
Wagnerowski dramat rósł i rozsnuwał się W wymowie oczarowanego Baltazara Stampa.
Kundry, kusicielka opętana, róża z siarki piekielnej, pierworodnego grzechu i przekleństwa uosobienie, wracała o brzasku dnia wiosennego, w pątnicy szatach, z głową spuszczoną i zamgloneni okiem, z głosem wygasłym i jednem na ustach słowem: „Służyć!“
Melodya samotności, melodya poddania się, melodya oczyszczenia i ukorzenia przygotowały