Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/141

Ta strona została przepisana.

Niemiec,“ Teatr Apolina, wznoszący się szybko na Janikule, tam, gdzie ongi rzymskie orły znosiły wyroczne znaki, winien zostać monumentalnym wyrazem Idei, do której dążym parci naturą własnego, rasowego naszego geniuszu. Naszą, latynów rzeczą, wzmocnić to i przyświadczyć znów temu, co przyroda sama wlewa nam w krew i życie.
Stelio Effrena milczał wzburzony zawrotnemi wrażeniami co nim miotały z ślepą wściekłością nakształt podziemnych ogni co wzdymają, szarpią, rozrywają wulkaniczne okolice, wydmuchując coraz to nowe góry, rozkopując coraz nowe przepaści.
Wszystkie jego wewnętrzne władze gwałtownie wstrząśnięte, zdawały się rozprzęgać i mnożyć jednocześnie, a po nad zgiełkiem uczuć i myśli, przy głuchym akompaniamencie potoków melodyi, przesuwały się obrazy, to wspaniałe, to znów przerażające.
Jego myśli skupiały się to znów pierzchały z szybkością elektrycznych wyładowań w czasie burzy.
Chwilami zdawało mu się że słyszy zgiełk to znów śpiew za raz wraz otwierającemi się to zamykającemi gwałtownie drzwiami.
Chwilami halne czy morskie wichry przynosiły mu na przemian krzyki mordu i tryumfu gloryę.
Nagle, ujrzał przed sobą spieczoną, fatalną ziemię na której Winna była się rozegrać jego tragedya, a ujrzał z wyrazistością, towarzyszącą zwykle gorączkowym rojeniom aż go samego, na ten widok, zaczęło palić pragnienie.
Jedno tylko źródło ochładzało dziką miejsc