Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/150

Ta strona została przepisana.

Nieprzepartą siłą porwane myśli i uczucia Effrena wirowały w kole światów poruszonych przez geniusz wielkiego niemieckiego twórcy.
Myt północny przysłaniał nietylko wrzącą w nim namiętność lecz i własne jego natchnienia.
Żądze swe i nadzieje wyrażał słowy „Barbarzyńcy.“
Niechże śmiejąc się kocham ciebie, śmiejąc się ślepnę, śmiejąc się ginę wraz z tobą.“
Szał rycerskiej dziewicy na skale otoczonej wieńcem płomieni, dościgał zenitu.
Głos rozkoszy i swobody bił w samego słońca łono.
Czegóż nie wyraził, jakichże przepaści nie zgłębił, na jakie szczyty się nie wzbił ten genialny ducha pobudziciel.
Jakichże trzeba było wysiłków by mu dorównać; jakich skrzydeł orlich by wzbić się tak wysoko?
Olbrzymie dzieło Wagnera stało śród świata, na świata podziw, skończone, zwarte.
Po wszech ziem obszarach rozlegała się ostatnia pieśń Graala, hymn dziękczynny: „Chwała cudowności, chwała! Zbawienie Zbawicielowi!“
— Zmęczony jest — mówił książę Hoditz — bardzo zmęczony, wyczerpany i dla tego nie widzieliśmy go dziś wieczorem w dożów pałacu. Chory na serce...
Olbrzym malał, mienił się w postać starczą, lat i sławy brzemieniem przygarbioną, grobu już bliską.
Poecie przypomniały się słowa Perdity, co żałobne całuny rzuciły były na gondolę wywo-