Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/155

Ta strona została przepisana.

po zejściu ze sceny, po tryumfie, rozgrzane] jeszcze oddechem setnych widzów, spotniałej, bez tchu, omdlewającej, z maską tragicznej istoty co przed chwilą szalała w niej i nią rządziła, ze łzami na twarzy cudzej duszy, wzburzonej nie swoim bólem, nie własnem kochaniem.
W błysku podnieconej wyobraźni widział ją spiorunowaną siłą, która wywołała burzę oklasków, drżącą jak Menada po pląsach, wyczerpaną, spragnioną uścisku, wstrząśnienia coby ją orzeźwiło i pogrążyło w śnie głębokim.
Ze zbitego tłumu zawieszonych u ust jej i ruchów widzów, ileż ramion wyciągać się do niej musiało z pożądaniem, spotęgowanem pożądań tysiącem, z siłą wzmożoną tłumów siłą.
Coś z upojeń tego tłumu, oczarowanego i podbitego przez nią potworu, wsiąkać musiało, w noce trymfów i rozkoszy, w samo łono aktorki.
— Nie bądź okrutnym, nie bądź okrutnym — błagała kobieta słysząc w dźwięku jego głosu, czytając w błysku jego oczu, miotających go żądz szały. — O! nie krzywdź mnie.
Pod pożerającem spojrzeniem młodzieńca drżała zdjęta wstrętem bolesnego zawstydzenia. Gwałtowność jego żądzy raniła ją jak ostrze zatrute.
Rozumiała ile jest egoizmu dzikiego ile wzgardy ostrej, w tem jego namiętnem podnieceniu.
Czuła że ją uważa za sponiewieraną, zepsutą do gruntu, obciążoną miłostkami, wtajemniczoną w rozkoszy arkany, kusicielkę koczowniczą i nienasyconą.
Odgadywała niechęć głuchą, zazdrość, zja-