Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/158

Ta strona została przepisana.

Zdało się na raz, że jaśminy ronią woń silniejszą, tak jak serce gdy uderza przyśpieszonem tętnem.
Noc pełną była dziwów i cudów.
Nieśmiertelne uroki przyrody zalewały zgodnie ziemię i gwiaździste niebo!
— Daruj mi! Jeśli cię żądzą mą ranię, zasmucam. Zgłuszę ją, opanuję, wyrzeknę się ciebie, posłusznym ci będę. Zapomnę Perdito to co mi mówiły, obiecywały oczy twe, tam, śród słów próżnych zgiełku. Ach! Perdito, Perdito! jestże uścisk, jestże pieszczota co silniej spoić zdoła od tego spojrzenia? Cała potęga tej upajającej nocy popychała nas ku sobie. Zalałaś mnie jak fala i teraz mi się zdawało, że cię już nie zdołam odłączyć od siebie, że się odemnie nie możesz oddalić, że razem pozostać musimy do niewiem jakich brzasków.
Mówił zcicha, z całem wylaniem, cały drgający wzruszeniem, w którem zdawały się odbijać co chwila, wszystkie przemiany właściwe samej Foskarynie.
Nie widział już przed sobą istoty cielesnej, w nieprzenikliwem cielesnem więzieniu uwięzionego ducha ludzkiego, lecz duszę samą odsłaniającą się w szeregu zmiennych pozorów, niemniej wymownych od melodyi, duszę tkliwą i potężną, czułą na lada dotknięcie, posługującą się tą cielesną powłoką dla wyrażania na przemian niepochwytnej woni kwiecia, wytrzymałości marmuru i ognia blasków; wszystkich cieni i świateł wszystkich.
— Stelio!
Imię jego wymówiła zaledwie dosłyszalnym szeptem a jednak w cichem westchnieniu gasną-