Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/160

Ta strona została przepisana.

istoty którą dla niego chowałam nietkniętą. Nie zaznałam nieba co mi się teraz nagle odsłania, zwycięża mroki wszelkie i pozostaje otwartem dla wypisania tylko jego imienia. Miłość jego zbawieniem mojem! Ogromem mojej miłości użyczę mu boskiej mocy...“
Słowa upojenia wytryskiwały z jej rozpętanego z więzów serca lecz ich wymówić usty nieśmiała i tylko się uśmiechała długim, błogim, niewyczerpanym uśmiechem.
— Więc tak? Doprawdy? Mów, odpowiedz Perdito! Wszak czujesz miłość naszą wzmożoną przebytą walką, długiem, cierpliwem, wytrwałem wyczekiwaniem pełni tej chwili? Ach! Perdito! czemże by były pragnienia i nadzieje moje jeśliby ta chwila wybić nie miała dla nas? Powiedz że i ty nie zdołasz doczekać się brzasków dnia bezemnie tak jak ja bez ciebie? Powiedz! Powiedzże mi to Perdito!
— Tak... tak!
Oddawała mu się w zgłuszonym tym szepcie. Z ust jej znikł uśmiech, opadły wargi, nadając bladości jej wyraz twardy nieubłaganego, nienasyconego pragnienia, skupienia wszystkich sił ku pociągnięciu go, zatrzymaniu.
Niedawno, w cichem cierpieniu i przestrachu, zdrobniała jej postać wyprostowała się teraz, wyprężyła porastając niby znów w cielesność, wstrąśnięta uderzeniem potężnej fali żądz zmysłowych.
— Bez ociągania się! Późno już!
Wstrząsnęła nim niecierpliwość, wracał szał uprzedni, opanowywały go nieubłagane żądze.
— Tak! — powtórzyła kobieta zmienionym do niepoznania głosem, patrząc nań pałającem