wysokich wawrzynach po nad posągami zdobiącemi rzymskie ogrody.
Wspomnieniem tem chciał nadać ceny drobnym kwiatkom jesiennym nie godnym Tego, który potrafił popchnąć go na drogę upragnionego zwycięstwa.
— Dobij do pałacu.
Canal grandę, źródło wiekuistej ciszy i poezyi, pusty był jak okiem rzucić.
Odbijało się w nim niebo zielonkawe z gasnącemi na niem gwiazdami.
Na pierwszy rzut oka pałac zdawał się rozwiewny, podobny był do rzeźbionej osiadłej na wodzie chmury.
Cień, w którym się jeszcze nurzał, nadawał mu aksamitną miękkość i tak jak w gąszczy aksamitu oko chwyta linie misternego haftu, tak samo, powoli, występowały linie trzechrzędnych korynckich kolum, wzbijających się lekko, rytmem pełnym wdzięku i siły, aż ku szczytom, gdzie orły, pegazy, amfory splatały się z różami Loredan’ów: „non nobis, Domine, non nobis.“
Pod tym to dachem dyszało wielkie, chore serce.
Stelio widział w myśli twórcę „barbarzyńcę.“
Niebieskie oczy świeciły pod wysokiem czołem, usta zaciskały się nad silnie zarysowaną brodą, siedliskiem zmysłowości, dumy i wzgardy.
„Spał-li? Mógł-że sypiać? Nie był-że jak i sława jego zawsze rozbudzonym?“
I przypomniało się Effrenie wszystko co o nim słyszał.
„Prawdąż byłoby, że sen znajdywał tylko
Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/169
Ta strona została przepisana.