Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/170

Ta strona została przepisana.

na sercu i w objęciach swej żony; w tak podeszłym wieku, nie syty pieszczot i miłości?“
Przypomniały mu się opowiadania lady Myrty, co zwiedzała w Palermo willę d’Angri gdzie szafy, w pokoju Mistrza, tak przesiąkły zapachem różanej esencyi, że się przy ich otworzeniu mdło robiło.
Przedstawił sobie tę drobną, starczą postać, złamaną, owiniętą w drogocenne sajety, całą pokrytą klejnotami, wonnościami namaszczoną, niby zwłoki co mają spłonąć na stosie.
„Czy nie Wenecya to rozwinęła w nim, jak niegdyś w Albercie Durer to przesadne zamiłowanie w zbytku i przepychu? Wszak przy ciszy tych kanałów powstała najgorętsza z jego pieśni: sławiąca miłość Tristana i Isault.“
I tam to, pod tym dachem, dyszało to wielkie, dziś chore serce!
Tam się zatrzymać miały ostatecznie olbrzymie jego porywy.
Pałac weneckich patrycyuszów, z orłami, pegazami, amforami, różami, głuchy był i szczelnie zwarty jak pyszny marmurowy sarkofag.
Po nad nim zorza zaróżowiła niebo.
— Czołem zwycięzcy! — zawołał Stelio, rzucając na cichy próg pałacu skromną wiązankę nadwodnego kwiecia. — Dalej Zorzi! dalej!
Pobudzony niecierpliwym głosem wioślarz przegiął się nad wiosłem, lekka łódź pomknęła po wodzie.
Jasność rozświeciła całą połowę kanału, het, precz! wzdłuż!
Na horyzoncie przesuwał się cicho żagiel płowy.
Morze, szerokie morze! i rozigrane fale, wia-