Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/186

Ta strona została przepisana.

wydajesz mi się niezwyciężonym... o! jakżem ci za to wdzięczna?
Wiara jej w dobrą jego gwiazdę była równie silną i bezgraniczną jak jej miłość.
Od dawna już, śród walk i przygód koczowniczego swego życia, uwagę miała zwróconą na drogę którą przebiegał zwycięsko młody poeta, w idealnem tem uczuciu szukając własnego odkupienia.
Nieraz, w goryczy czczych miłostek i w wzmacniającym kordiale trzymanej na wodzy namiętności, mówiła sobie:
„Ah! gdyby też w końcu z całej mej woli zahartowanej w burz grozie, z tych wszystkich jasnych i krzepiących rzeczy które boleść, smutki, zawody, wydzieliły z samej głębi mej duszy, gdybym też w końcu z tej nalepszej cząstki mej istoty, mogła ulepić mu skrzydła do najwznioślejszego lotu!“
Nieraz smętek jej upajał się przeczuciem bohaterskiem.
I poddała się była przymusowi ustawicznemu; wzniosła się do wyżyn najczystszych uczuć; cierpiała, walczyła, by doścignąć czego pragnęła najgoręcej i czego się zarazem najbardziej bała: zostać jego niewolnicą.
I trzebaż, że nagle i brutalne wstrząśnienie nerwów i zmysłów rzuciło ją w jego ramiona budząc w niej nienasycone żądze.
Połączyła się z nim w zmysłów i krwi wrzeniu. Widziała go zmęczonym i wyczerpanym.
Zaznała u boku jego przebudzeń się nagłych i lęku drżącego i nie możności sklejenia w śnie powiek palących i strachu by na uśpioną