Strona:Gabryel d’Annunzio - Ogień.djvu/199

Ta strona została przepisana.

bezsłownej lecz wszystko rozumiejącej i wybaczającej, co wszystko udziela w jednem spojrzeniu, ruchu jednym. Mężnej, pewnej, stojącej na straży życia gdy ono pociąga nas lecz i kala... Czy znasz dobroć podobną?
Głos jej wzmagał się, to drżał na przemian, rozgrzany ciepłem wewnętrznem, pełen tłumionego uczucia i zdawało się Effrenie, że głos ten nietylko wnika w jego ucho lecz i w samą głąb duszy.
— Poznałem ją znając ciebie.
Ujął jej obie dłonie opuszczone na kolana z bukietem fijołków, pochylił się nisko by je z czcią ucałować.
Pozostał u nóg jej schylony i pokorny.
Woń fijołków rozlewała się po komnacie.
Długą chwilę milczeli oboje wsłuchując się w odgłosy ognia i deszczu.
Kobieta spytała po chwili:
— Czy sądzisz, że ci jestem szczerą przyjaciółką?
— Czyż nie widziałaś mnie zasypiającego na twem sercu — odparł zmienionym głosem, Zdjęty głębokiem wyruszeniem gdyż pytanie to odsłaniało mu całą tę szczerę i wzniosłą duszę, a czuł głęboką potrzebę wierzyć jej i ufać!
— Czegóż to dowodzi! Młodość zasypia spokojnie na byle jakiem wezgłowiu... Tyś młody...
— Kocham cię i ufam ci i oddaję się zupełnie. Towarzyszką moją jesteś w najlepszem tego słowa znaczeniu. Dłoń twoja pewna i silna...
Dojrzał był znaną sobie trwogę na pobladłej twarzy kochanki i głos jego dźwięczał tkliwą miłością.
— Dobroć! — mówiła kobieta, dotykając pie-